Stres - przyjaciel, czy wróg?

Nie taki diabeł straszny (jak go malują). Jak wynika z moich dotychczasowych obserwacji i rozmów, stres większości z nas kojarzy się wyłącznie negatywnie. Kiedy mówimy o stresie, to przychodzą nam na myśl głównie trudne sytuacje lub traumy związane z takimi właśnie sytuacjami. Tymczasem stres może mieć różne oblicza, w tym takie, które powinno być przez nas pożądane. Jak dowodzą liczne badania stres od zarania dziejów potrzebny był człowiekowi głównie do tego, by w chwili zagrożenia życia mógł szybko zareagować i dzięki temu przetrwać, ocalić życie. Był to jednak zwykle stres trwający bardzo krótko, sytuacyjnie. Dziś, zjawisko stresu w społeczeństwach nabrało zupełnie innego charakteru stając się nie tyle chwilową reakcją, co stałym i trwającym czasami wiele lat zjawiskiem (stres chroniczny - patrz rysunek). Stąd coraz częściej słyszymy o wypaleniu, depresji i tzw. chorobach cywilizacyjnych.

Stres ma jednak też pozytywne aspekty. Może bowiem stać się źródłem motywacji do rozwinięcia wysokiej wydajności, która bez presji mogłaby stale znajdować się poza twoim zasięgiem. Właściwy poziom stresu (dla każdego z nas inny) może stać się źródłem radości, determinacji i spontaniczności.

Może zacznijmy od tego, czym tak naprawdę jest stres. Według powszechnie dostępnej literatury, stres jest wewnętrznym stanem napięcia przejawiającym się zarówno na poziomie psychicznym, jak i fizycznym. Jest to zjawisko naturalne i niegroźne, jeżeli po takim napięciu przychodzi tzw. faza odprężenia (następuje regeneracja). Wówczas, organizm „ładuje baterie” i jest gotowy do stawiania czoła kolejnym wyzwaniom. Niebezpieczeństwo pojawia się wówczas, gdy nasza codzienność charakteryzuje się wyłącznie długotrwałymi fazami stresu, w połączeniu z brakiem podejmowania działań zmierzających do regeneracji i relaksu. Wówczas nasze ciało przełącza się w „tryb awaryjny”, skutkujący m.in. przeciążeniem, wyczerpaniem i wypaleniem. Z tym ostatnim zjawiskiem spotykam się najczęściej w swojej pracy jako coach, stąd właśnie jemu chciałbym przyjrzeć się nieco bliżej.

Rysunek – stres krótkotrwały vs chroniczny.

Stres

Destrukcyjne skutki wypalenia zawodowego

Warto mieć na uwadze, że wypalenie zawodowe zwykle nie pojawia się znienacka. Jest to najczęściej złożony i długotrwały proces, który wraz z mijającym czasem przybiera na sile. To powoduje, że pojawia się bez wyraźnego sygnału ostrzegawczego. Pierwsze symptomy dają takie zjawiska jak: spadek zaangażowania w wykonywaną pracę, wyjałowienie emocjonalne i narastający deficyt dotyczący spełnienia w pracy. Amerykańska psycholog Christina Maslach, profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego, wybitna badaczka zjawiska wypalenia zawodowego, wskazuje w swoim przekazie na trzy jego filary. Pierwszy z nich to wyczerpanie. To stan, w którym czujesz się nadmiernie obciążony pracą, tak emocjonalnie, jak i fizycznie. Trudno jest ci się odprężyć, nie pomaga odpoczywanie poprzez sen, który jakościowo jest zwykle niewystarczający. Ponadto, przytłaczają cię myśli o nadchodzących wyzwaniach. Drugi filar to cynizm oraz porzucanie ideałów. To sytuacja, w której postanawiasz wyraźnie zredukować swoje zaangażowanie w wykonywaną pracę. Efektem takiej decyzji jest to, że wobec pracy, współpracowników i klientów stajesz się bardziej zdystansowany i chłodny w relacjach. Obowiązki wykonujesz mechanicznie, a ponadto bywasz zauważalnie nieprzyjemny i cyniczny. Przyszłość postrzegasz jako niepewną, dlatego wolisz zachować obojętną postawę, niż na próżno się angażować. Chcesz w ten sposób oszczędzić sobie rozczarowania.
Trzeci filar związany jest z brakiem skuteczności. Wprost proporcjonalnie do twojego poczucia braku skuteczności, rośnie twoje poczucie niedopasowania do miejsca pracy. Odnosisz wrażenie, że niemal każde nowe zadanie przerasta cię, a w dodatku czujesz się osamotniony i niezrozumiany. Spada twoja samoocena oraz zaczynasz tracić wiarę w siebie. Jedyna myśl jaka przychodzi ci wówczas do głowy, to natychmiastowa zmiana pracy. A jak pokazuje moja praktyka pracy z takimi osobami, to nie zawsze jest właściwa droga do rozwiązania tej wydawałoby się czasami patowej sytuacji.

Często już podczas pierwszych dwóch sesji coachingowych okazuje się, że ani miejsce pracy, ani jej charakter nie są do końca takie złe. To co rzeczywiście stanowi źródło wypalenia zawodowego, to brak odpoczynku, permanentny stres i ciągły pośpiech. Jak więc rozpoznać, czy towarzyszy ci zjawisko zbyt dużej inwestycji w pracę zawodową (przeciążenie)? Tutaj pomocny będzie przegląd poniższych sygnałów.

11 sygnałów świadczących o przeinwestowaniu w pracę

1. Czujemy się najlepiej, kiedy jesteśmy w pracy albo rozmawiamy o pracy.

2. Większość godzin czuwania spędzamy albo w pracy, albo pracując w domu.

3. Mamy niewiele albo nie mamy żadnych zainteresowań poza życiem zawodowym.

4. Spędzamy niewiele czasu z ludźmi, z którymi łączą nas bliskie związki.

5. Po tym, jak ciężko pracowaliśmy nad jakimś przedsięwzięciem, które okazało się sukcesem, doświadczamy euforii, po której następuje gwałtowne obniżenie nastroju.

6. W towarzystwie rozmawiamy przeważnie o pracy.

7. Kiedy spotykamy kogoś po raz pierwszy, dokładamy starań, żeby mu powiedzieć, jak daleko zaszliśmy.

8. Kiedy w pracy nie wszystko idzie po naszej myśli, jesteśmy nadzwyczaj zniechęceni i rozczarowani.

9. Zazwyczaj praca jest dla nas ważniejsza niż wszystko

inne.

10. Mamy trudności z odpoczywaniem podczas wakacji.

11. Czujemy złość i urazę do osób, które przeszkadzają nam w planach związanych z pracą.

Źródło: Jacek Santorski i Grzegorz Turniak „Alchemia kariery”

Jeżeli choćby kilka powyższych sformułowań pasuje do Ciebie, to warto zastanowić się nad podjęciem kroków zaradczych. Wyczekiwanie, że sytuacja poprawi się sama, może i najczęściej jest zgubną strategią. Bez zdecydowanej reakcji poziom stresu będzie narastał i pojawi się realne ryzyko, że stanie się on chroniczny.

Stań się mistrzem wewnętrznego spokoju

Stres jest nieodłączną częścią naszego życia. Potrafi nas napędzać, dawać siłę do pokonywania wyzwań, skłania do przekraczania własnych granic. Generalnie można by rzec, że to nasz najlepszy przyjaciel. Oczywiście do momentu, w którym przestajemy sobie z nim radzić. Nasze relacje ze stresem utrudnia fakt, że zazwyczaj w pierwszym stadium nie jest on widoczny, a skutki jakie wywołuje w naszym organizmie często pojawiają się dopiero, gdy jest już naprawdę źle. Stąd zachęcam każdego, by zainteresować się tematem i przyjąć postawę, którą świetnie opisuje stwierdzenie wygłoszone przez J. Goldstein: „nie możesz powstrzymać fal, ale możesz nauczyć się surfować”. Inaczej mówiąc nie musisz powstrzymywać stresu ale warto jest nauczyć się nim zarządzać i traktować jako wsparcie.

Rosnące tempo życia oraz wymagana stawiane nam przez otoczenie nie sprzyjają temu, byśmy bez sięgania po sprawdzone rozwiązania mogli skuteczne radzić sobie z destrukcyjnym oddziaływaniem permanentnego stresu. Od czego można zacząć? Najlepiej, od rzeczy najprostszych, dostępnych dla każdego. Jak pokazują liczne badania ale też i moje własne obserwacje, większość z nas rzadko jest obecna w chwili teraźniejszej. A to właśnie ona jest dla nas najmniej stresująca. Wynika to z faktu, że teraźniejszość nacechowana jest pewnością tego, co się dokładnie dzieje, a to z kolei daje nam największą możliwość odpowiedniego działania i panowania nad sytuacją. Stałe analizowanie niepowodzeń i trudnych doświadczeń z  przeszłości powoduje tylko rosnące niezadowolenie i napięcie.
Z drugiej strony, nadmierne rozmyślanie odnośnie przyszłych wydarzeń powoduje albo lęk przed tym, co się może stać, albo sprawia, że odpływamy i tracimy przez to kontakt z chwilą obecną. Tylko prawdziwe, uważne bycie tu i teraz pozwala nam odczuwać głęboki spokój wewnętrzny. Autor ,,Potęgi teraźniejszości" Eckhart Tolle  wyraźnie podkreśla, że wewnętrzny spokój możesz znaleźć wtedy, gdy nie będziesz stawiać oporu temu, co jest - gdy opór wobec nurtu życia zamienisz na akceptację i uległość. Nie oznacza to jednak, że akceptujesz każdą niepożądaną czy niemiłą sytuację życiową już na zawsze. Chodzi tu o akceptację bieżącej chwili, że jest taka, jaka jest i nie ma sensu złościć się a nią lub użalać. Warto natomiast skoncentrować się na podjęciu decyzji o działaniu lub akceptacji tego co jest w twoim życiu.

Dobra strategia jako panaceum

Jak wspomniałem wcześniej stres ma tę nieprzyjemną cechę, że często wkrada się w nasze życie niezauważony i potrafi w taki sam sposób narastać. Bywa, że ludzie, z którymi pracuję podczas sesji wręcz zaprzeczają doświadczania tego zjawiska. Jednak ich reakcje, sytuacja w jakiej się znajdują oraz widoczne wyczerpanie, nie pozostawiają złudzeń. Prowadząc treningi radzenia sobie ze stresem, zawsze zapraszam moich odbiorców do opracowania własnej strategii radzenia sobie z napięciami.

 Aby była ona skuteczna należy w pierwszej kolejności poznać odpowiedź na pytanie: co jest twoim stresorem zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym? Dlaczego postrzegasz pewne sytuacje jako stresujące i dlaczego twoja reakcja na nie jest taka, a nie inna. Znając odpowiedzi na te pytania oraz mając dostęp do odpowiedniej wiedzy i narzędzi możesz przygotować strategię idealnie dopasowaną do Ciebie. A chyba zgodzisz się ze mną, że warto podjąć ten wysiłek, by otworzyć dla siebie nowe możliwości prowadzące do życia z poczuciem wonności, spokoju i wyciszenia.

Stres zawsze będzie częścią naszego życia, podobnie jak okręt jest częścią morskiego krajobrazu. Poruszanie się po powierzchni wody jest przyjemne tylko wówczas, gdy mamy wyznaczony jasny kurs i trzymamy w rękach ster, dzięki któremu możemy kierować naszymi rekcjami w trudnych sytuacjach. Upewnij się więc, że to ty, a nie twój stres kieruje okrętem. I pomimo chwilowych burz, niezmiennie utrzymuj kurs na wewnętrzny spokój i harmonię.

« powrót