Być albo nie być… ciągle zajętym?

Jak zwykle odpowiadasz na pytanie znajomych, co u ciebie słychać? Czy nie jest może tak, że opowiadasz jak wiele spraw masz na głowie i ile jeszcze do zrobienia przed Tobą? A gdy ty pytasz, to czy przypadkiem nie słyszysz podobnych odpowiedzi?

Notorycznie słyszę od swoich rozmówców w trakcie sesji, że skoro świat tak bardzo przyśpieszył, to i oni musieli. Wciąż dochodzą im nowe zajęcia i co ciekawe, nie koniecznie związane z pracą. Rozmawiamy więc o tym, co tak naprawdę sprawia, że stale mają poczucie niedosytu wolnego czasu. Okazuje się, że z braku czasu nigdy się nad tym nie zastanawiali. Nie przyglądali się uważnie temu, co w permanentny sposób zasysa ich cenne minuty i godziny życia, biegając wciąż, jak w tej historii o robotniku, z pustymi taczkami. Kiedy zaś pytam o hobby, pasje, czy zainteresowania, to słyszę najczęściej „nie zastanawiałem się nad tym, czy to co robię jest moim hobby, po prostu to robię, a że nie mam więcej na nic czasu, to chyba moje hobby”.

Wielu z nas narzeka dziś na brak wolnego czasu, a tymczasem okazuje się, że mamy go jako ludzkość coraz więcej. Jak wyliczył francuski socjolog Jean Viard, czas pracy skrócił się w ciągu ostatnich 100 lat z 200 do 67 tysięcy godzin, a w tym samym okresie życie ludzkie wydłużone zostało z 500 do 700 tysięcy godzin. Według Viard mamy cztery razy więcej wolnego czasu, niż przeciętny pracownik w 1900 roku. Gdzie zatem podział się ten cenny zasób?

Chcesz coś znaczyć? Bądź zajęty.

Okazuje się, że wpływ na naszą zajętość ma nie tylko błędne planowanie lub jego brak ale również pewien aspekt społeczny. Otóż osobie stale zajętej bardzo często inni ludzie przypisują pewne pozytywne cechy jak np. pracowitość, wyjątkowość, mocny charakter, czy dobre wykształcenie. Zupełnie odwrotne określenia przypisuje się osobom, które są wypoczęte, wyspane i zrelaksowane. Wniosek z tego taki, że nie wypada być niezajętym, a dobrze byłoby być tak bardzo zajętym, że wręcz niedostępnym.

Ale czy rzeczywiście? Osobiście uważam, że ludzie, którzy ciągle biegną, dzielą się na dwie kategorie: na tych, którzy nie ustalili ze sobą, co tak naprawdę ważne jest w ich życiu i na tych, którzy ciągłą gonitwę uznali za najważniejszy cel. Tym pierwszym, naturalnie, ktoś inny podrzuca gotowe rozwiązania i pragnienia, chociażby reklamy dużych korporacji krzyczące: musisz mieć lepszy samochód lub droższe ciuchy! Wtedy będziesz kimś! Tej drugiej kategorii osób, póki co, nie spotkałem jeszcze w swojej coachingowej praktyce.

A gdyby tak poleniuchować?

Tymczasem badania prowadzone od lat przez neurobiologów pokazują jednoznacznie, że nasza kreatywność wcale nie uaktywnia się wówczas, gdy w pogoni realizujemy kolejne obowiązki. Wręcz przeciwnie, to podczas leniuchowania jesteśmy najbardziej twórczy. Właśnie wówczas nasz mózg zyskuje przestrzeń do łączenia pewnych faktów i tworzenia z nich konkretnych pomysłów. Warto tutaj zauważyć, że podobny proces dzieje się podczas spontanicznej zabawy. Dziś nie wyobrażam sobie prowadzić szkolenia jako trener, w którym nie byłoby miejsca na zabawę. Okazuje się, że nawet najprostsza gra wykonywana przez uczestników w trakcie warsztatów, uruchamia w nich zupełnie nowe obszary kreatywności i jednocześnie bardzo pozytywnie wpływa na ich poziom energii. Bardzo często słyszę od nich, że od lat nie mieli okazji uczestniczyć w czymś takim i że jest to z ich strony duże zaniedbanie.

Przywołam w tym miejscu badania kanadyjskiego neurobiologa Sergio Pellis, który podczas eksperymentu na szczurach zauważył, że pozbawienie młodych osobników możliwości zabawy wyhamowało u nich rozwój przedczołowych płatów kory mózgowej. Odpowiada ona za wyższe funkcje poznawcze, do których zaliczyć można planowanie, kontrolowanie emocji oraz pewne zachowania społeczne. Nie inaczej dzieje się u ludzi. Nigdy nie zapomnę jednej z moich klientek, która użalała się na osobisty brak kreatywności szerokorozumianej. Nie pomagały nawet specjalne ćwiczenia, których zadaniem było uruchomienie tego zasobu. Podczas jednej z sesji wspomniała o tym, że w dzieciństwie jej matka bardzo mocno ograniczała jej możliwość swobodnej zabawy. W trakcie spacerów najważniejsze było zawsze to, by nie ubrudzić ubrania, stąd nie mogła skakać po kałużach, tak jak robili to jej rówieśnicy. Wpadła więc na pomysł, że gdy tylko spadnie pierwszy deszcz, to pierwsze co zrobi, to ubierze kalosze i aż do zmęczenia poskacze po kałużach. Tak też zrobiła raz z ze swoimi córkami.

Pracujemy, żeby żyć. Nie żyjemy, żeby pracować.

Dziś już nie jest zaskoczeniem fakt, że większość z nas nie potrafi odpoczywać, a przynajmniej tak odpoczywać, by rzeczywiście odpoczęły nasze ciało i umysł. Powiem więcej, większość moich klientów deklarowało, że od wielu lat nie wysypiają się. Co oczywiste nie pomaga nam w tym nasz smartfon, który niemal zawsze jest przy nas. To z nim witamy nowy dzień i to na niego patrzymy tuż przed zaśnięciem. A jak wiadomo zaburzenia snu wywołuje nie tylko niebieskie światło emitowane przez ekran ale przede wszystkim masa informacji, które odbiera, a następnie przetwarza nasz mózg. Być może stąd stale rosnąca popularność wyjazdów „detoksowych”, w trakcie których nawet przez 7 dni ludzi nie mają dostępu do swoich telefonów. Inna sprawa, że po powrocie zawalają kilka nocy, by nadrobić zaległości i cały efekt wyciszenia znika bardzo szybko.

Zła wiadomość jest taka, że w byciu niezajętym nie będzie nas wspierał nasz własny mózg. Wszystko przez dopaminę, która jest źródłem odczuwania przyjemności. Ten neuroprzekaźnik uwalniany jest jako nagroda, gdy znajdujemy coś nowego, co dostarcza nam wrażeń. Stąd tak ciężko powstrzymać się przed sprawdzeniem, kto do nas napisał  o 23 wieczorem. Gdy brakuje dopaminy, natychmiast rozglądamy się za tym, by znaleźć nowe bodźce, które ją uwolnią, dając tym samym poczucie przyjemności i stan pobudzenia. Proces ten dzieje się nieustannie, a gdy tylko na chwilę zwolnimy, to nasz mózg natychmiast robi wszystko, byśmy wstali z miejsca i ruszyli po nowe wrażenia. I tak oto wolnego czasu zostaje nam bardzo mało lub, jak słyszę najczęściej, nie mamy go wcale.

Bycie ciągle zajętym jest niezdrowe.

Co robimy, gdy organizm domaga się odpoczynku, a nasz harmonogram pęka w szwach i nie ma nawet mowy, by zatrzymać się na kilka minut? Otóż sięgamy po kawę, dodające witalności suplementy, czy bardzo popularne wśród młodzieży energetyki. Jesteśmy więc nadal aktywni i pobudzeni, co wywołuje w naszym organizmie pewną reakcję łańcuchową. Wytwarzane są hormony takie jak kortyzol, czy adrenalina, które przyśpieszają akcję serca i wzrost ciśnienia we krwi. Stąd mówi się ostatnio, że wylewy dotykają coraz to młodsze osoby, nawet dwudziestoparoletnie.  

Nie tylko maszyny zużywają się o wiele szybciej, gdy stale pracują na wysokich obrotach. To samo dotyczy też istot żywych, a wśród nich nas ludzi. Każdy organizm ma swoje ograniczenia i po kilku latach drastycznej eksploatacji jego wydajność spada. Pewnie znasz takie pojęcie jak wypalenie? A może nawet z autopsji? Pojęcie to pojawiło się po raz pierwszy w literaturze w 1997 roku, w książce pt. „Prawda o wypaleniu” autorstwa prof. Christiny Maslach. W skrajnych przypadkach wypalenie prowadzi do zawału serca lub udaru. Warto mieć na uwadze, że pozbawieni energii i zestresowani stanowić będziemy coraz mniejszą wartość dla pracodawcy lub klientów, jeżeli prowadzimy własny biznes. A przecież na rynku pracy nie brakuje młodych energicznych kandydatów lub firm konkurencyjnych w stosunku do naszej działalności, które chętnie przejmą klientów.

Kiedy powiem sobie dość.

Skoro bycie ciągle zajętym może nas doprowadzić do wyczerpania naturalnych zasobów i energii, to co z tym począć, by skutecznie temu zaradzić? W pierwszej kolejności zapraszam Cię do prostej, lecz niekoniecznie łatwej decyzji, decyzji o akceptacji Twojej obecnej sytuacji. Tego, kim dziś jesteś, gdzie pracujesz, ile zarabiasz, jakie masz relacje z bliskimi, jak wygląda Twój stan zdrowia, jednym słowem, wszystkiego, z czego składa się Twoje życie w momencie czytania tych słów. Zaakceptuj bezwarunkowo, nie oceniaj, nie ubarwiaj – zwyczajnie zaakceptuj i tyle. By wzmocnić to działanie, zapisz, proszę, wszystko, co konieczne, w specjalnie wyznaczonym do tego zeszycie. Pamiętaj, że jedyną osobą, której nie powiesz teraz prawdy, jesteś Ty sam. Bez akceptacji nie ruszysz dalej. To proces uznania tego, co jest dziś faktem w Twoim życiu, nawet jeżeli te fakty niezupełnie Ci  odpowiadają.

Gdy już zaakceptujesz fakty ze swojego życia, konieczny jest następny krok. Jest to element niezwykle trudny i mocno uderzający w nasze ego. Odpowiedzialność za dosłownie wszystko, co spotyka Cię każdego dnia. Co to oznacza w praktyce? Jeżeli weźmiesz pełną odpowiedzialność, przestaniesz szukać sprawców, którzy wezmą na siebie ciężar niechcianych rezultatów podejmowanych lub zaniechanych przez Ciebie działań. To będzie moment, w którym przestaniesz warunkować swoją niemoc od czynników zewnętrznych, mówiąc np. gdybym miał więcej czasu, pieniędzy, wpływowych znajomych itd. Dlaczego należy z tego zrezygnować, po co brać na siebie dodatkowy ciężar i niewygodę zwaną odpowiedzialnością? Odpowiedź jest prosta, choć być może nie tak oczywista. Ponieważ dopiero wówczas stajesz się jednostką decyzyjną. Zyskujesz moc sprawczą i możesz odtąd decydować o swoim życiu, szczególnie w zakresie tempa w jakim Ci umyka.

Podobno my, ludzie, lubimy mieć kontrolę nad tym, co się dzieje. To właśnie z tego powodu tak wiele osób czuje dyskomfort, gdy leci samolotem, ponieważ w razie kłopotów nic nie mogą zrobić. Zastanawiam się, dlaczego tym samym osobom nie przeszkadza, że sterowanie własnym życiem bez wahania oddają losowi, przypadkowi lub po prostu innym ludziom.

Do zmiany sposobu życia potrzebna będzie praca z nawykami, która często nie jest taka prosta. Uważam, że podstawową przyczyną tego, iż ludzie nie zmieniają swoich nawyków skutecznie bądź zniechęcają się w połowie drogi, jest to, że często jako osoby początkujące w danej dziedzinie próbują bardzo szybko osiągnąć poziom, który dostrzegają u innych. Nie zdają sobie sprawy z tego, że nawyki wymagają pewnego procesu rozłożonego w czasie, który musi się u nich zadziać. Zresztą łatwo sobie to wyobrazić, że kiedy przez kilkanaście lub kilkadziesiąt lat pielęgnujemy pewne nawyki dotyczące tego, jakim tempem i ogólną zajętością różnymi działaniami żyjemy, to zmiana głęboko zakorzenionych nawyków w ciągu kilku dni, czy tygodnia bądź miesiąca z góry skazana jest na niepowodzenie. Tak, czy inaczej nie ulega wątpliwości, że już dziś warto przyjrzeć się swojemu kalendarzowi, sprawdzić, czy jest w nim miejsce na odpoczynek, zabawę i relaks. Jeżeli nie, to nie ma na co czekać: „jeśli kiedykolwiek zamierzasz cieszyć się życiem – teraz jest na to czas – nie jutro, nie za rok. Dzisiaj powinno być zawsze najwspanialszym dniem” Thomas Dreier.

« powrót